Przygotowując się na tegoroczne obozy studenckie autokarem przypomniała mi się pewna historia. W czwartej klasie szkoły podstawowej pojechaliśmy na pierwszą kilkudniową wycieczkę. Dla takich dzieciaków, to ogromne przeżycie i każdy na swój sposób się denerwował. Do naszej klasy chodził Adam, który z zewnątrz wyglądał na normalnego chłopaka. Wysoki, chudy, niczym nie wyróżniający się czwartoklasista. On również pojechał na naszą wycieczkę. To co się na niej wydarzyło, zapamiętała cała klasa na długie lata po skończeniu podstawówki. Nasza podróż miała trwać około 4 godzin, a cała wycieczka 3 dni. Mieliśmy mieszkać w jakimś pensjonacie nad morzem. Wiadomo, że na podróż każda mama dała swojemu dziecku jakieś kanapki i inne przekąski. Niestety niektóre z dzieci miały objawy choroby lokomocyjnej i nie były w stanie zjeść swojego prowiantu. Adam jako jeden z nielicznych już po pół godziny drogi zaczął wyciągać z plecaka coraz to większe kanapki. Ten chudy jak patyk chłopak miał apetyt zawodnika sumo. W podróży zjadł 7 swoich kanapek i drugie tyle wziął od kolegów. Każdy posiłek na miejscu jadł podwójny, od dzieci którym akurat coś nie smakowało. Adam był w stanie pochłonąć wszystko i w każdej ilości. Do tej pory zastanawiam się gdzie on to mieścił. Wybierając się na obozy studenckie tanio i widząc nieduże porcje, za każdym razem przypomina mi się wycieczka szkolna w czwartej klasie i Adam, który został mianowany klasowym odkurzaczem do jedzenia.